Polskie miasta podejmują liczne działania, które mają na celu zredukowanie ruchu samochodowego na swoich ulicach. Chociaż marzą o wdrożeniu sprawdzonych rozwiązań z miast zachodnich, na razie brakuje im takich możliwości, dlatego starają się wykorzystać wszelkie dostępne środki – donosi w swojej sobotniej publikacji „Gazeta Wyborcza”.
Dla wielu z nas życie bez samochodu jest nie do pomyślenia. W niektórych rodzinach każdy dorosły członek ma własny pojazd, co dodatkowo komplikuje sytuację na drogach. Niestety, nadmiar pojazdów znacząco wpływa na pogorszenie jakości powietrza i tym samym naszego zdrowia, o czym przypomina „Gazeta Wyborcza”.
Polskie samorządy z uwagą i pewną zazdrością obserwują swoich sąsiadów z zachodniej Europy, którzy od dłuższego czasu wdrażają skuteczne strategie zmniejszania ruchu, zwłaszcza w obszarach centralnych miast. Przykładem mogą być rozwiązania stosowane w Paryżu, gdzie w przypadku przekroczenia poziomu stężenia PM10 do 80 mikrogramów na metr sześcienny wprowadzane są zasady dotyczące wjazdu samochodów na podstawie naprzemiennego systemu rejestracji – parzystych lub nieparzystych. W Berlinie istnieją strefy niskiej emisji, do których wjazd mają tylko te samochody, które spełniają określone ekologiczne standardy. W Sztokholmie natomiast stosuje się system opłat za wjazd do centrum, których wysokość uzależniona jest od intensywności ruchu – opisuje dziennik.
Natomiast w Polsce, pomimo że poprzednie rządy rozważały wprowadzenie podobnych przepisów umożliwiających samorządom ustanawianie stref niskiej emisji, ten zapis został usunięty z projektu ustawy. Jednym z powodów była niechęć do nakładania na mieszkańców dodatkowych kosztów związanych z koniecznością wymiany samochodów na bardziej przyjazne dla środowiska – zwraca uwagę „Gazeta Wyborcza”, podkreślając, jak wiele pracy jeszcze przed nami, aby dorównać ekologicznym standardom europejskim.
Zostaw komentarz